wtorek, 23 lipca 2019

Ze złością mi po drodze...


Złość nie odstępuje mnie ostatnio na krok. Towarzyszy mi ciągle i na wiele sposobów… :-P

Dlaczego? Bo brałam ostatnio udział w 2 LIVE’ach na jej temat. Czytam o niej książkę i jestem uczestniczką rewelacyjnego kursu on line o złości właśnie. Wytrwale też pracuję nad nią, a raczej nad sobą:-) No i nie mogę zapomnieć o najważniejszym, czyli o moich kochanych dzieciach, dających mi nieskończenie wiele okazji do spotkań ze złością właśnie.

I naszła mnie taka refleksja. Zdecydowaną większość mojego życia trenowałam walkę ze złością. Słyszałam, że piękności szkodzi, że nie wypada się tak złościć. A ja złościłam się jeszcze bardziej. Z drugiej strony otaczający mnie dorośli wyrażali swoją złość, często całkiem dobitnie. To jak to jest z tą złością? Bo najczęściej tak strasznie z nią walczymy, próbujemy ją tłumić, ale ona dochodzi do głosu, czasem wręcz wybucha, a wtedy biada temu na kogo padło! 

Już będąc mamą odkryłam, że przecież złość jest moim sprzymierzeńcem. Dlaczego?! Bo mówi o moich niezaspokojonych potrzebach. Złość jest bardzo potrzebna i najgorsze co można zrobić, to ją tłumić. Ale to nie oznacza wcale, że można ją wylewać na innych. Co więc robić?!

Tak proste i trudne zarazem: trzeba zatroszczyć się o siebie. Oczywiście na miarę swoich aktualnych możliwości. Bo „z pustego i Salomon nie naleje!”. Wyobraźcie sobie szklankę, a w jej środku Wasze zasoby. Gdy moja szklanka jest pusta, tzn. jestem niewyspana, zmęczona, miałam ciężki dzień, albo jestem głodna (u mnie to niezwykle ważna potrzeba - poważnie!) to nie jestem w stanie pomóc dziecku. Dlatego muszę zadbać, by moja szklanka była pełna. Jasne, nie zawsze możemy zostawić dzieci dziadkom, cioci czy innej dobrej duszy, ale trzeba znaleźć swoją metodę na tu i teraz, aby móc zadbać o siebie. Taki prosty pomysł: drugi rodzic zostaje z dziećmi, a ja: ćwiczę/ biegam/ idę na spacer/ słucham muzyki/ czytam ulubiona książkę. Po prostu relaksuję się tak, jak lubię najbardziej. Choćby przez 15 minut. Nieważne, że zmywarka niewstawiona, a podłoga nieodkurzona. Ja już dawno temu odpuściłam bycie perfekcyjną panią domu i przyznam się Wam szczerze: jestem teraz szczęśliwsza. Bo, gdy czas odkurzania przeznaczę dla siebie, to potem wszystko idzie jakoś bardziej gładko :-), a często i poodkurzać też zdążę.

Tak więc, jak mówi jedna z moich ulubionych psycholożek Gosia Musiał, trzeba przestać ze złością walczyć i zamiast tego wziąć ją pod rękę i się z nią zaprzyjaźnić. Posłuchać, co ona chce mi powiedzieć. Ja jestem już na drodze ku przyjaźni. Do czego i Was zachęcam. CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz