A właśnie WYCHOWYWAĆ. Zastanawialiście się kiedyś, co to w ogóle znaczy? W swojej książce „Zamiast wychowania” Jesper Jull (duński pedagog i terapeuta, mój zdecydowany faworyt wśród autorów książek dla rodziców – przeczytałam wszystkie dostępne pozycje :)) przytacza 2 znaczenia tego słowa w języku duńskim:
1.
Korygowanie i poprawianie – jakże powszechnie stosowana
definicja?!
2.
Pomaganie dziecku w stawaniu się dorosłym.
Tak sobie myślę, że faworytem zdecydowanej większości (stosowanym świadomie lub nie) jest pierwsza definicja. Sama długo zgodnie z tą definicją moje dzieci wychowywałam, bo nie umiałam inaczej. Znacie liczenie do 3?! I dziecko w tym czasie ma coś zrobić. Przyznaję stosowałam. Działało. Tylko jak się nad tym zastanawiam, to nie jest to nic innego, jak straszenie. Nie chcę krzyczeć – choć nadal mi się zdarza, nie chcę liczyć do trzech – choć nadal mi się zdarza. Czego więc chcę, chcę rozumieć moje dzieci, chcę zbudować z nimi relację, a jednocześnie być dla nich wzorem, który same będą chciały naśladować. Nie jest sztuką zastraszyć kogoś, by Cię słuchał, albo bazować na przewadze fizycznej. Przychodzi mi tu biznesowe porównanie: sztuką jest bycie tak dobrym szefem, żeby pracownicy razem z Tobą chcieli realizować cele i czasami zostawiali po godzinach z własnej inicjatywy, właśnie po to, żeby zadanie udało się zrealizować. I ja właśnie takim „szefem dla swoich dzieci chcę być”. Chcę, żeby dzieci ze mną współpracowały, a jeśli tego nie robią, to chcę na spokojnie dowiedzieć się dlaczego, co za tym stoi. Tu znowu podeprę się moim autorytetem Juulem – dzieci z nami WSPÓŁPRACUJĄ najlepiej jak mogą! ZAWSZE. Niby tak, ale jako rodzic wiem, że czasem baaaardzo trudno to zobaczyć:). Przy mojej kochanej trójce wielokrotnie doświadczyłam różnicy zdań, często niełatwych, naładowanych emocjami. Kiedyś było więcej kłótni, ale odkąd zaczęłam szukać, dopatrywać się potrzeb, które obie strony starają się zaspokoić, tym jest mi łatwiej. Teraz wiem, że dzieciaki nie robią mi na złość, tylko starają się zadbać o siebie.
Ale wracając do wychowania: pod skórą czułam, że chcę inaczej. Że nie chcę wychowywać, napominać, pouczać. Bo czy sama lubię być pouczana i napominana. Jasne, że nie! Chcę za to budować relację, bo w prawdziwej relacji obie strony się zmieniają i rozwijają dzięki sobie nawzajem. Między innymi autorami również u Juula spotkałam się z wychowaniem jako „ towarzyszeniem dziecku aż do dorosłości”. Co to dla mnie oznacza? Potraktowanie dziecka jak PRZYJACIELA. Czyli potraktowanie go poważnie, uwzględnianie zdania dziecka, jego potrzeb i trosk. Jest to droga wymagająca, żeby nie powiedzieć wyboista :P. Jak mówi Juul „wymaga ogromnych zasobów, cierpliwości i otwartości”. Ale myślę, że warto :-)
Czy zawsze mi się udaje. Jasne, że nie. Każdy z nas miewa gorszy czas i musi zadbać o siebie, ale to już temat na kolejny wpis. Jednak uważam, że trud się opłaci. Ja już dziś wiem, że to właśnie dzięki dzieciom nauczyłam się najwięcej w życiu. To właśnie dzięki nim włożyłam ogrom energii w pracę nad sobą, by stać się lepszym rodzicem, a tym samym lepszym człowiekiem :-). I tego Wam wszystkim życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz