środa, 31 lipca 2019

Wspólnej drogi ze złością ciąg dalszy...


Złość jest reakcją/ odpowiedzią na jakąś sytuację. Ale czy to sytuacja wywołuje złość? No bo wyobraź sobie, że gotujesz obiad, gra radio, a dzieciaki w salonie bawią się w dzikie zwierzęta. Krzyki, pogonie, piski. Dla mnie ok. Jest dzień, ja robię swoje, takie rzeczy mi nie przeszkadzają. I dokładnie ta sama sytuacja, tyle tylko, że jest wieczór, jestem zmęczona i w ramach relaksu właśnie chciałam w ciszy poczytać książkę. Moja reakcja jest radykalnie odmienna. Jak to rozumiem? To nie sytuacja wywołuje złość, ale to, co ja w danej chwili o tej sytuacji pomyślę. Myśl-zapalnik, bo o niej mowa, to nasza interpretacja zaistniałej sytuacji. Wracając do zabawy w zwierzaki: jeśli pomyślę: „Czy oni nie potrafią choć chwilę bawić się w ciszy? Oni nie mają za grosz wyczucia sytuacji! Miałam ciężki dzień i jestem zmęczona, a oni mi tu wrzeszczą!” Ciśnienie skacze mi od razu do 200. Krzyczę i afera gotowa. Ale, gdy moje myśli pójdą w stronę: „O! Bawią się razem. Fakt, że  głośno, ale jednak zgodnie”. To może ja pójdę poczytać na taras lub do sypialni ;)
Pamiętam ze szkolenia dla rodziców jak trenerka opowiadała, że gdy dzieci się kłócą, a ją boli głowa, to komunikat brzmi: „Boli mnie głowa, czy moglibyście kłócić się trochę ciszej?!”. Na szkoleniu rozbawiało mnie to, ale jak zastosowałam w praktyce okazało się, że działa. :)

Moja refleksja jest taka: jeśli myśl, która przychodzi, jest oskarżająca, ZATRZYMUJĘ SIĘ. Uświadamiam sobie, czego JA w danej sytuacji chcę. I jak to zakomunikować, aby nie wywołać burzy. Pamiętam o tym, że to mój układ nerwowy jest w pełni ukształtowany i gotowy racjonalnie podejść do zaistniałej sytuacji. To ja, jako dorosła jestem odpowiedzialna za atmosferę w domu. Jasne, ja też mam emocje, ciężkie dni i mnie też bywa trudno. Tym bardziej, że przez lata reagowaliśmy inaczej. Ważne, żeby pamiętać, że jak jesteśmy w złości, to nasz mózg jest w trybie przetrwania, a nie nauki. Na naukę jest czas, gdy jest spokojnie i gdy mamy zasoby. Wyrobienie sobie zatem nowego nawyku to DŁUGOTRWAŁA i systematyczna PRACA. Warto poszukać swoich strategii (a jest z czego wybierać :)) i trenować je na zimno, by wyrobić sobie schemat, po który sięgniemy w trudnej sytuacji. Wiadomo, że każdy początek jest trudny, więc bądźmy dla siebie wyrozumiali. Na początku treningu może nie udać się zatrzymać, albo w najlepszym przypadku urwać w połowie zdania: „Czy Wy musicie……..” Po pewnym czasie, dzięki wytrwałemu treningowi, uda się nie powiedzieć nic. A jak będziemy trenować dalej, to dojdziemy do komunikatu, w którym wyrazimy naszą potrzebę, bez ranienia czy obwiniania drugiej strony. 

Będę powtarzać jak mantrę za Juulem: nasze dzieci z nami ZAWSZE WSPÓŁPRACUJĄ. Przywołuję tę myśl bardzo często, bo pomaga mi ona w dostrzeżeniu ich dobrych intencji nawet w bardzo trudnych dla mnie wypełnionych złością sytuacjach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz