
Pamiętam
ze szkolenia dla rodziców jak trenerka opowiadała, że gdy dzieci się kłócą, a
ją boli głowa, to komunikat brzmi: „Boli mnie głowa, czy moglibyście kłócić się
trochę ciszej?!”. Na szkoleniu rozbawiało mnie to, ale jak zastosowałam w
praktyce okazało się, że działa. :)
Moja
refleksja jest taka: jeśli myśl, która przychodzi, jest oskarżająca, ZATRZYMUJĘ SIĘ. Uświadamiam sobie, czego JA w danej sytuacji chcę. I jak to zakomunikować,
aby nie wywołać burzy. Pamiętam o tym, że to mój układ nerwowy jest w pełni
ukształtowany i gotowy racjonalnie podejść do zaistniałej sytuacji. To
ja, jako dorosła jestem odpowiedzialna za atmosferę w domu. Jasne, ja też mam
emocje, ciężkie dni i mnie też bywa trudno. Tym bardziej, że przez lata
reagowaliśmy inaczej. Ważne, żeby pamiętać, że jak
jesteśmy w złości, to nasz mózg jest w trybie przetrwania, a nie nauki. Na
naukę jest czas, gdy jest spokojnie i gdy mamy zasoby. Wyrobienie sobie zatem
nowego nawyku to DŁUGOTRWAŁA i systematyczna PRACA. Warto poszukać swoich
strategii (a jest z czego wybierać :)) i trenować je na zimno, by wyrobić sobie schemat, po który sięgniemy w trudnej sytuacji. Wiadomo, że każdy początek jest trudny, więc bądźmy dla siebie wyrozumiali. Na początku treningu może
nie udać się zatrzymać, albo w najlepszym przypadku urwać w połowie zdania: „Czy
Wy musicie……..” Po pewnym czasie, dzięki wytrwałemu treningowi, uda się nie
powiedzieć nic. A jak będziemy trenować dalej, to dojdziemy do komunikatu, w
którym wyrazimy naszą potrzebę, bez ranienia czy obwiniania drugiej
strony.
Będę
powtarzać jak mantrę za Juulem: nasze dzieci z nami ZAWSZE WSPÓŁPRACUJĄ.
Przywołuję tę myśl bardzo często, bo pomaga mi ona w dostrzeżeniu ich dobrych
intencji nawet w bardzo trudnych dla mnie wypełnionych złością sytuacjach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz